piątek, 8 stycznia 2021

- zrobię dla Ciebie wszystko, - nie musi być wszystko, tylko mnie kochaj

 Minął ponad rok od kiedy  intensywnie ze sobą rozmawiamy, pół roku od kiedy ze sobą jesteśmy. Czy to był piękny rok ? Na pewno było w nim wiele pięknych chwil do których powrót  ogromnie boli, ale było jeszcze więcej  upadków, o których chce się zapomnieć. Czy byłam szczęśliwa ? Na pewno się bałam ale niesamowicie mocno kochała,. 

Kiedyś wydawało mi się, że nie jestem zdolna do miłości, że nie potrafię dać drugiej osobie uczucia, ciepła, nie potrafię jej oddać siebie. Dziś wiem, że potrafię kochać z taką siłą, o jakiej nie miałam pojęcia. Potrafię się martwić, tęsknić i kochać z całych sił. 

Dałeś mi wiele. Dałeś mi miłość o jakiej marzyłam, pokochałeś każdą z moich małych wad, byłeś zawsze kiedy potrzebowałam zasnąć w Twoich ramionach. Byłeś nawet wtedy, kiedy wydawało mi się, że Cię nie potrzebuję. Byłeś a tego potrzebowałam najbardziej. Troszczyłeś się o moje zdrowie, otulałeś kołdrą bym nie zmarzła i traktowałeś jak księżniczkę. Myślisz, że ja tego nie widziałam, ale widziałam dużo więcej niż sądzisz. Kochałam Cię z całych sił a teraz cierpię z całych sił. Uważasz, że to moja wina, ale to wina butelki... to wina zawodzenia mnie pod najważniejszym dla mnie kątem, to wina tego że nie zmieniłeś dla mnie wszystko, ale nie umiałeś zmienić jednej najważniejszej dla mnie rzeczy ... Jak w tym filmie - zrobię dla Ciebie wszystko, - nie musi być wszystko, tylko mnie kochaj. Kochałeś mnie, ale stale zawodziłeś.... chciałam żebyś to zrozumiał żebyś to zmienił, żebyśmy wytrzymali osobno jeszcze chwilę... 

Wiesz kiedy serce pęka mi na miliardy kawałków? Nie wtedy kiedy mnie obrażasz, kiedy mnie ranisz słowami i mówisz, że mnie nienawidzisz. Serce pęka mi kiedy mówisz, że mnie kochasz, że mnie bardzo kochasz, ale masz nadzieję, że niedługo Ci przejdzie.... Ja też Cię kocham. Z całych sił. Miłością, której do te pory nie znałam. Ostatni raz cierpiałam tak wtedy, kiedy umarła mi babcia. Nie jestem w stanie opisać tego bólu... ale wtedy miałam świadomość, że ona nie wróci, że już jej nie zobaczę, że z nią nie porozmawiam, że jej już  nie ma. Dziś boli chyba jeszcze bardziej bo wiem, że jesteś, że mogę zadzwonić, napisać, wyobrażam sobie jak w objęciach trzymasz inną kobietę. Jak ją całujesz, przytulasz i mówisz, że ja kochasz... Czuję, że mój świat się zawalił, że moje plany legły w gruzach, że moje życie znów straciło sens. Czuję ból ogromny ból zaczynający się w brzuchu a wychodzący gardłem. Czuję bezsilność, bo nie umiem nic zmienić... bo Ty nie chcesz nic zmienić. Mówisz, że mnie kochasz, ale już nie chcesz.... 

Wiesz.. rzadko układało nam się bardzo dobrze. Często się nie rozumieliśmy, kłóciliśmy i zamiast rozmawiać to zwalaliśmy winę na drugiego, szczególnie Ty byłes w tym najlepszy... Ale mimo wszystko  nie żałuję tego czasu. Nie żałuję tych chwil, tych emocji i nawet tych łez. Nie żałuję, bo to pozwoliło mi uświadomić sobie jak bardzo potrafię kochać. Jak wiele potrafię dać od siebie i z czego potrafię zrezygnować dla drugiej osoby. Zmieniłam się dla Ciebie. Nawet nie wiesz jak bardzo się zmieniłam... Jak poważnie do tego podeszłam, jak ograniczyłam kontakty i jak bardzo skupiłam całą siłę i energię na nas i na naszej miłości..  Nie jestem idealna. Nie umiem cierpieć w samotności i Ty tego nie znosisz i wiesz co ... nie dziwię Ci się... teraz i ja nienawidzę tej cechy swojego charakteru ... Za każdym razem kiedy wyleję coś z siebie, później się układa i bardzo tego żałuję. 

Dziś uświadomiłam sobie jeszcze jedną rzecz! To była lekcja dla mnie by zrozumieć mamę i jeszcze bardziej ją pokochać. Teraz rozumiem czemu nie odeszła, czemu cieszy się gdy tata nie pije nawet dwa dni, rozumiem jej radość i rozumiem jej złość kiedy znów się zawodzi... rozumiem czemu chowa wszystko w domu bo ludzie jej będą mówić co ma robić ale nikt nie pomoże, nikt nie zrozumie tej bezsilności... Rozumiem to wszystko i jeszcze bardziej ją kocham. Stoję w tym momencie na rozstaju dróg i serce podpowiada mi by iść drogą mamy i dalej cierpieć bo przecież jestem tego nauczona a rozum mówi by uciekać gdzie pieprz rośnie póki nie jest za późno... Nie mam sił podjąć decyzji... chyba to życie musi podjąć ją za mnie.

Ważne jest żebyś wiedział jedno. Kochałam Cię jak głupia i nadal Cie kocham. Szkoda tylko, że Ty nie umiesz zmienić jednej jedynej rzeczy... wtedy szlibyśmy razem przez życie. Bo razem jest łatwiej, może nie szybciej ale dochodzi się zdecydowanie dalej... żałuję tego najbardziej na świecie. Ale muszę być silna. Muszę  to wytrzymać i iść dalej  dla siebie i dla swoich dzieci kiedyś ... Musze ich nauczyć jak wygląda prawdziwa miłość, jak można cieszyć się z powrotu do domu i jak nie trzeba martwić się o jutro...  

środa, 12 sierpnia 2020

Zmiany są tylko planami ...

 Minęło kilka  miesięcy od mojego ostatniego posta... Dziwnie czyta się rzeczy, które pisało się z tak wielką radością i nadzieją na zmiany a los jednak okazał się nie być na tyle przychylony by dać mi wystarczająco dużo sił do pokonania samej siebie. 

Mam Ciebie ale czy odmienionego ? Chyba nie do końca... Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie dam się na tacy ale cóż... znów zrobiłam to samo. Nie dałam Ci się wykazać, nie dałam Ci powalczyć, nie pozwoliłam sobie na myślenie, że możemy nie być razem... a szkoda. Dziś stoję w ogromnej kropce swojego życia... Ty mówisz, że kochasz a ja już nie chcę więcej słuchać pustych słów. Ty mówisz, że nie umiesz i nie chcesz beze mnie żyć a ja widzę coś innego, co jest Ci bardziej niezbędne do życia niż ja, Ty mówisz, że się zmienisz a ja słyszę w tle odgłos butelek stawianych na betonie ... My kobiety bywamy okrutnie naiwne.. Dajemy siebie całe i nie wyznaczamy żadnych granic dając stale się krzywdzić.. mówimy sobie " no przecież się zmieni, przecież mnie kocha, przecież ja kocham jego" ale czy faktycznie tak jest ? Czy gdyby ten oto największy rozrabiaka spod bloku Cię kochał to czy by Cię tak krzywdził ? Hmm zastanówmy się... chyba nie. Oznaką miłosći jest zaufanie, wsparcie, chęć pomocy, obecność. Czy on wykazuje  choć część tych cech ? Wiemy doskonale, że nie ale boimy się do tego przyznać. Boimy się przyznać, że to znów nie ten. Boimy się głośno powiedzieć, że nie jesteśmy szczęśliwe bo być może szczęśliwsze nie będziemy. Zawsze jest ta nadzieja,  że może gdy straci to co kocha to zrozumie swoje błędy i zmieni się tylko co jeśli ta zmiana jest chwilowa a my będziemy tkwić w tym związku na lata ? Chcemy kochać i chcemy być kochani ale jakże jest to trudne zadanie... 

Jednego jestem pewna, coś zmieniłam tego roku. Nauczyłam się kochać. Otworzyłam swoje serce i pozwoliłam je wziąć w ręce zupełnie obcemu mężczyźnie .... Nigdy wcześniej tego nie robiłam. To dziwne i niesamowite uczucie dać komuś cząstkę siebie. Pozwolić komuś być dla siebie ważną, przedstawić go rodzinie nawet tej, która go nie akceptuje. 

Moim kolejnym wyzwaniem na najbliższe miesiące jest usamodzielnienie się. Znaleźć pracę, mieszkanie i przestać sie tłumaczyć każdemu z każdego swojego małego kroczku ! Ciężko to będzie pogodzić i osiągnąć ale przecież jestem mistrzem kompromisów :D 

środa, 1 stycznia 2020

Nowy rok stary Ty ?

Nowy rok, nowe marzenia, nowe cele, nowe postanowienia. Nowa ja i te sprawy... Ile w tym NOWYM roku jest prawdziwej nowości wiemy sami. Najczęściej pojawia się ona tylko na chwile i znika w bardzo szybkim tempie. Stary rok został już zamknięty. Wszystko zostało powiedziane, niektóre drzwi zostały zamknięte. To był rok pełen nadziei. Nadziei na miłośc-przede wszystkim.  W poprzednim roku pozwoliłam sobie na ryzyko z nią związane. Dwa razy, dwa razy dałam komuś siebie z naiwną nadzieją, że tym razem moje marzenie się spełni, Dwa razy pudłowałam ! Płakałam, cierpiałam, żałowałam- najbardziej swojej naiwności. Dziś jest nowy rok. Pierwszy dzień nowego życia. TO już 23 taki pierwszy dzień nowej mnie... Mimo, że cierpiałam - niczego nie żałuję ! Ten rok był lekcją. Dał mi pstryczka w nos i nauczył, że ludzie potrafią pięknie kłamać, dlatego trzeba dać im możliwość wykazania się. Nauczył mnie, że dawanie komuś siebie na tacy jest najgorszą opcją z możliwych.
W nowy rok wchodzę w nowymi nadziejami. Ten rok będzie moim rokiem ! Może nie będzie to najłatwiejsze, ale zrobię wszystko by tak było ! Zrobię wszystko by na mojej twarzy częściej widniał uśmiech, bym mniej analizowała, tęskniła do tego czego nie mam i więcej  żyła. Nie straciłam także nadziei na miłość. Nie zamierzam z niej  rezygnować tylko dlatego, że ktoś mnie skrzywdził, Nie zamierzam uciekać i chować się jak mały piesek. Będę walczyć ! Zawsze i do końca !
Stary rok przyniósł mi Ciebie.... nowego, odmienionego i myślącego poważnie o życiu, tylko... czy o mnie też ? Nowy rok to zweryfikuje. Nie zamierzam prosić Cię o uwagę, błagać o aprobate i miłość. Podobno jesli się chce znajdzie się sposób a jeśli się nie chce to znajdzie się powód. Dam Ci ciepło, czułość i troskę ale nie dam Ci siebie.... będziesz musiał się troszkę potrudzić. Może kiedyś uznasz, że było warto a jeśli nie.... to ja sama też nic nie zdziałam. Niestety. Przyniosłeś ze sobą mnóstwo pytajników. Wydajesz się być kimś zupełnie innym... kimś odmienionym. Problem polega na ty, że zawsze jak zaczynam tak myśleć, okazuje się że to tylko złudzenie. Pajęczyna zrobiona tylko po to by zlapać muchę, tym razem tak łatwo nie dam się złapać ! Nowy rok nowe siły do walki z samą sobą i swoimi słabościami. Trochę nasłuchałam się tego jaki jesteś, jak krzywdzisz i jak pięknie kłamiesz. Nie skreślam Cię, ale muszę na Ciebie uważać !

 Jesteś ważna i pamiętaj o tym !

poniedziałek, 21 października 2019

Kolejny koniec....

Wiesz co mnie boli najbardziej ? To, że całe życie chciałam wam zaimponować. To, że całe życie robiłam wszystko by spełniać wasze oczekiwania, byście mogli mi powiedzieć, że jesteście ze mnie dumni i że mnie kochacie. Nigdy się nie  sprzeciwiałam, zawsze byłam tam gdzie byłam potrzebna. Nie spędziłam ani jednego weekendu w ostrowcu, bo Ty potrzebowałaś pomocy w domu.Nie wychodziłam na rowery, rolki czy basen bo Ty mnie potrzebowałaś. Nie pojechałam na weekend do koleżanki bo wam było szkoda paliwa a poza tym... w polu była robota. Ale przecież moje dzieciństwo było najlepsze a ja umiem tylko narzekać... Zawsze starałam się być najlepsza, iść tą drogą , którą dla mnie wybraliście - by przez chwilę poczuć, że jesteście ze mnie dumni. ale to za mało.Stale i wciąż za mało by być wystarczająco dobrą  córką..... Kamil ma źle, kamil jest sam, kamil pracuje tyle godzin, kamil ma rodzine, Kamil się nie wysypia, zona kamila ma  chorego tate, ksawery boi sie obcych, ernest potrzebuje obiadu po pracy, ernestowi trzeba posprzątać bo to jest Twoj obowiażek... tata ma problem musisz z nim  porozmawiac, ja juz nie mam sil zyc musisz cos z tym zrobic ... słyszysz siebie czasem ? wiesz co ... jest mi w chuj przykro, że nigdy ale to nigdy w życiu nie pomyślałaś o tym, jak czuję się ja, czego potrzebuję ja..zastanowiłaś się kiedykolwiek przez moment co ja bym chciała robić? Jak chciałabym żyć , czy sobie radzę ze swoimi demonami, których jest we mnie masa ? Nie ! nigdy o tym nie pomysłałaś. Zawsze żałowałaś innych , ale nigdy nie mnie.Zastanawiałaś się kiedyś jak radzę sobie ja ? Nie radzę sobie ! wgl. ale to jest nieważne, bo każdy potrzebuje pomocy a Ty tę pomoc chętnie dajesz, ale moimi rękoma... nie zauważyłaś tego ? Jeśli tak bardzo chcesz żeby Kamil  nie czuł się sam, żeby ktoś zajął się małym i by to nie była osoba obca to weź wsiądź w tego busa i przyjedz do wnuczka na weekend, pokaż im że na ciebie też mogą liczyć, chcesz by im było lepiej to im pomóż, a nie każ robić tego mi bo ja też mam swoje życie, a przynajmneij chciałabym je mieć ...  Nie mam rodziny, nie mam dzieci to mogę wychowywać Twoje, tak ? Nie mam wyjść z przyjaciółmi, bo stale ktoś coś ode mnie chce, nie mam czasu odpocząć bo inni mają plany... ja nie pracuje, ja nie studiuje , ja też nie muszę żyć.  Moje życie jest nieważne.. każdy w życiu mi pomógł, tak ?  a czy ja wam kurwa nie pomagam ? czy ja jestem tylko stale waszym pasożytem ? stale słyszę, że innym jest trudno i nie mają nikogo kto mógłby im pomóc. ja też nie mam ! wyobraź sobie, że też jestem tu sama i czasem mam dość wszystkiego, ale nikogo to nie obchodzi. Pewnie nie ma sensu Ci tego pisać, bo i tak nie zrozumiesz co robisz i jak ogromny błąd popełniasz, ale ja już mam dość ! Mam dość stawiania życia innych ludzi ponad moje ! nie mam rodziny... mam prawa jej nie mieć i nie mam obowiązku być stale czyimś wysłannikiem i przydupasem. Zawsze mówisz, że to inni mają źle a ja mam raj na ziemi... dla Twojej wiadomości - czasem tak bardzo nienawidzę swojego życia, że zastanawiam się jakby to było gdyby mnie nie było. Światy by wam runęły na głowę ?Myślałam, że po naszych rozmowach rok temu, zmienisz coś... zrozumiesz coś i dostrzeżesz, że może warto zamiast budować między nami mury to po prostu pozwolić mi być szczęśliwą. Ty chcesz bym była szczęśliwa ale na Twoich zasadach. Bym była szczęśliwa nie mając swojego życia, ale ułatwiając życiue innym bo przeciez oni mi tak pomogli a ja jestem pasożytem, który nie umie się odwdzięczyć. Mam dość ! Mam dość tego, że stale ktoś jest ważniejszy ode mnie. Mam dość tego, że Twoi synowie tak dużo mi dali a ja jestem taka niewdzięczna... Marzę o tym by się usamodzielnić, a mam nadzieję, że to stanie się szybko i by uciec. Bo do stracenia nie mam nic. Nie zamierzam już dłużej podporządkowywać swojego życia pod życie innych. Moje jest warte tyle samo. Każdy sam wybiera drogę, którą idzie. To, że Twoi synowie gonią za pieniądzem to nie znaczy, że ja mam być dywanem po którym depczą by zdobyć swoje cele. Ale Ty tak to widzisz... tak byś chciała. Bym odpuściła siebie a dała siebie im no i ewentualnie kawałek jeszcze Twoim niespełnionym ambicjom na temat studiów... Ja muszę zdecydowanie zawrócić i będę musiała zrobić to sama, bo na was nie ma co liczyć. Ja już swoje długi spłaciła z nawiązką. Nie jestem nikomu nic winna. WYkupiłam swoje życie i chce choć przez chwilę nim pożyć,... Nie dam się więcej wgniatać w ziemie bo mam takie samo prawo żyć jak oni... Ja też mam marzenia, mam plany i uczucia...Jeśli zastanawiasz się czemu z Ernim potrafisz gadać godzinami, Kamilek Ci wszystko powie a ja jestem jak wyrodna córka to już wiesz. O nich zawsze dbasz i ich Ci szkoda a ... ja mam dbać o to by było IM lepiej. Nie rozumiesz i nie zrozumiesz i wcale na to nie liczę. Nie chcę też Twoich pieniędzy. Dam sobie radę ! a TY dalej dbaj o swoich chłopców, którym tak źle w życiu. Ja mam dość.. więc proszę nie dzwoń do mnie i w święta też mnie nie wyczekuj.. może Twój ukochany syn chociaż pojedzie odwiedzić rodziców. Nie jestem Tobą i nigdy nie będę !

wtorek, 17 września 2019

Umieram za życia

Jeśli kiedykolwiek zdarzało mi się powiedzieć, że nie lubię swojego życia to kłamałam. Ja go nienawidzę. Czuję się jak ptak od urodzenia uwięziony w klatce-z jednej strony marzy o wolności, a z drugiej boi się, że nie poradzi sobie, gdy już się  stamtąd wyrwie. Okropne uczucie. Kiedy marzysz o innym życiu dla siebie, ale nie masz odwagi o niego walczyć... ale skąd ją wziąć, skoro osoba, która powinna Cię wspierać powtarza Ci, że tak musi być, że nie wolno Ci narzekać, że ona ma gorzej,  że inni ludzie mają gorzej, ale nie Ty! Ty jesteś stworzona do tego by pomagać innym, by być kurą domową i nie wolno Ci się oburzyć bo Twoim obowiązkiem jest usługiwanie innym. No bo oni są zmęczeni, bo pracują... no tak...ja przecież nie jestem zmęczona- ja w pracy odpoczywam a po pracy dla hobby stoję przy garach czy pralce ze szczotką w ręku. Oni chcą się rozwijać, studiować, pracować i zarabiać, ale chcą też mieć dzieci, którymi ktoś musi się przecież zająć... Oni chcą się wzajemnie zabijać, wyzywać i ranić, ale przecież musi być ktoś, kto ich pogodzi, bo sami nie wyciągną do siebie rąk na zgodę... Oni chcą żyć, a ja przecież nie muszę...
Najgorsze w tym wszystkim jest to poczucie winy. Poczucie winy, które pojawia się zaraz po tym jak zamiast wrócić od razu po pracy do domu, chcesz wpaść na kawę do przyjaciółki, ale ktoś teraz zamiast obiadu zje kanapki, a przecież musi iść do pracy... przecież sam sobie nie ugotuje, przecież od tego jestem ja. Poczucie winy, gdy zamiast w weekend zajmować się bratankiem, chhciałabym wyskoczyć i odpocząć, ale przecież ktoś teraz będzie musiał odpuścić sobie swoje plany, bo Ty postanowiłaś postawić siebie i swoje plany wyżej, bo komuś przepadnie wizyta u fryzjerki a ktoś inny zamiast zarabiać w 100%  płatne niedziele będzie musiał siedzieć w domu ze SWOIMI dziećmi... Poczucie winy, gdy kończysz rozmowę w momencie, gdy ktoś błaga o Twoją pomoc, gdy ktoś mówi Ci jak ma źle w życiu i że ma dość, tylko Ty możesz coś zrobić. Tylko Ty możesz uratować komuś życie... Poczucie winy- to uczucie, czy emocja- towarzyszy mi każdego dnia. Zawsze kiedy chce zrobić coś dla siebie ono krzyczy NIE ! Inni Cię potrzebują, musisz im pomóc, tylko Ty możesz....Prawda jest taka, że ono zawsze wygrywa. Choćbym nie wiem jak z tym walczyła to w tej walce, zawsze leże ! Najgorsze jest to, że nikt nie zauważa tego, że ja jestem dla niego, że poświęcam dla niego swój czas, że jestem ! Nikt nie umie tego docenić - i to boli najbardziej.Podobno mam za duże wymagania co do życia, ale czy wsparcie, odrobina zrozumienia i szacunek to naprawdę za duże wymagania ? Nie chcę by mi codziennie za to dziękowali, nie chce by mnie całowali po stopach ! Chcę żeby zauważyli, że też mam swoje życie i docenili to jak bardzo staram się o to by ich było dzięki mnie łatwiejsze... ale to są "marzenia ściętej głowy" w zamian mogę dostać jedynie brak poszanowania i chamstwo, tak jakbym się każdemu należała...
Dziś zrozumiałam kilka ważnych rzeczy. Otóż po pierwsze, przez całe moje życie najbardziej brakowało mi rodziców. Tak, tak mam ich, ale z nimi jest jak ze sztuczną pomarańczą... niby ją masz, ale jednak nie możesz jej zjeść, bo tylko się nazywa pomarańczą, którą w dodatku co jakiś czas musisz wcierać z kurzu... więc w sumie to tak jakby jej nie mieć, a może to i większy problem nawet.... Przez te 22 lata każdego dnia marzyłam o tym by któregoś dnia w końcu móc z nimi szczerze porozmawiać, by wyrzucić z siebie wszystkie swoje żale, powiedzieć jak bardzo czuję się zraniona czy po prostu jak minął mi dzień i ile wspaniałych rzeczy dziś widziałam, czy zrobiłam. Usłyszeć, że są ze mną i że mnie kochają, nic więcej... tylko tyle i aż tyle. Przez 22 lata chciałam tylko tego by stanęli kiedyś po mojej stronie, ale jedyne na co mogę liczyć to "szczera prawda" na temat mojego jakże beznadziejnego charakteru, z którym podobno nie da się wytrzymać. Brakuje mi odrobiny zrozumienia z ich strony i słów "nie daj się wykorzystywać! Jesteś młodą, inteligentną i wspaniała kobieta, walcz o swoje życie i rób to co sprawia Ci radość" zamiast tego mogę liczyć na słowa "ustąp, bądź mądrzejsza, poświęcaj się dla innych, po to jesteś by im pomóc... kobiety mają w życiu przerąbane, ja jakoś żyje " no właśnie jakoś.... nie chcę żyć jakoś. Czemu to zawsze ja mam być tą osobą, która rezygnuje ze swojego życia i swoich marzeń czy planów i poświęca swój czas dla innych? Czemu to zawsze ja muszę zbawiać świat? Pomagaj innym a oni kiedyś pomogą Tobie ? Gówno prawda ! Nie pomogą ! Bo oni nie widzą Twojego poświęcenia, tego że swój wolny czas- czyli najcenniejsze co masz, coś czego nikt i nic Ci nie zwróci- poświęcasz dla nich, by im było łatwiej, by nie musieli się wszystkim tak martwić, by się dobrze czuli. Całe moje życie ktoś inny jest ważniejszy niż ja sama. Haczyk w tej bajce polega na tym, że w momencie kiedy mówisz STOP! Ludzie uważają Cię za dziwaka... my daliśmy Ci wszystko a Tobie chodzi o bóg wie co... tylko czemu nikt nie zauważa tego ile to ja z siebie daje, jak się staram i poświęcam, jak rezygnuje ze swoich planów by ktoś inny mógł zrealizować swoje ? Jest wiele, rzeczy które robię z przyjemnościa, w większośći z nich po prostu czuję się dobrze, ale nie umiem już znieść tego braku szacunku i niezauważania , niedoceniania mnie ! Jestem a jakby mnie nie było! Ludzie myślą , że im się należy ode mnie wszystko ! Mam być ich praczką, sprzątaczką, kucharką i nianią bez względu na wszystko...
Kiedyś płakałam, gdy było mi źle, dziś nie płaczę, gdy jest mi dobrze. Stale czegoś mi brakuje, stale do czegoś chce biec, skądś uciec. Stale przepełniają mnie emocje, których nie rozumiem... Mam wrażenie, że już sama ze sobą sobie nie radzę. Chciałabym spakować kilka rzeczy, kupić bilet, zmienić numer i wyjechać, zacząć zupełnie od nowa. Chciałabym zostawić za sobą ten cały bagaż, którego nie mam sił już dźwigać ! Nie jestem stworzona do służenia innym ludziom, a tak sie dziś czuję. Może to ze mną jest coś nie tak... W sumie ostatnio często to słyszę... Mam za duże wymagania w stosunku do życia, nie umiem podobno też docenić ... zabawne. Daje ludziom 120 % siebie, daje im wszystko co mam a im się wydaje, że im się należy jeszcze więcej... Jestem już tak zmęczona swoim życiem...Jestem zmęczona też ludźmi...TO już chyba ten moment w moim życiu, kiedy więcej szczęścia daje mi samotność niż kontakt z ludźmi...
Zrozumiałam też dziś, dlaczego byłam tak bardzo naiwna w stosunku do mężczyzn.... otóż... jedyne o czym marzę, to znaleźć mężczyznę, który da mi siłę by zmienić to czego sama nie umiem, który wyciągnie mnie z tego mojego "egzystencjonalnego bagna" i da mi lepszą szansę na życie... Prawda jest taka, że jeśli sama sobie jej nie dam, to nikt mi jej nie da ehh
Całe życie starałam się ratować coś, co stale upada ... całe życie byłam tą, która za dużo widziała, za dużo czuła, za dużo chciała, za dużo płakała, ale za mało mogła. Zawsze byłam tą jedyną osobą, która podobno miała na coś wpływ, która podobno mogła coś zmienić, czemuś zapobiec czy coś uratować... zawsze to byłam ja. Czy kiedyś w końcu ktoś zawalczy o mnie ? Czy kiedyś ktoś zrozumie to, co czuję ja ? Czy ktoś chociaż zauważy, że czuję coś co mnie przytłacza, że nie jestem już tą wesołą ,ambitną i dowcipną dziewczyną, którą kiedyś byłam ?
Czy głupie i samolubne jest myślenie, że w końcu chciałabym mieć wolny dzień po pracy ? Że zamiast zajmować się dziećmi brata w weekend chciałabym wyskoczyć za miasto ? Coś przeżyć, kogoś poznać, czymś się zachwycić. Czuję jak powoli umieram. Czuję jak z każdym dniem brakuje mi powodów do uśmiechania się, jak brakuje mi sił by zmusić te kilka mięśni do ułożenia się w uśmiech. Czuję jak odchodzi jakaś część mojej duszy i czuję też, że nigdy jej nie odzyskam.
Być może to ja utrudniam sobie swoje życie, być może za dużo myślę, za dużo chcę, za dużo... stale i wciąż za dużo.... Nie umiem już wytrzymać z samą sobą... Nie chcę być taka, ale nie umiem też niczego zmienić. Z jednej strony chciałabym wszystko rzucić a z drugiej boję się odtrącenia przez najbliższych. Nigdy nie będę dla mamy tak wspaniała i cudowna jak jej młodszy syn, ale tak bardzo potrzebuję tego, żeby kiedyś staneła to po mojej stronie. Żeby powiedziała- jak zrobił źle to niech przeprosi, jak zrobił bałagan to niech go po sobie posprząta, a jedyne co słyszę to- ustąp, nie odzywaj się i posprzątaj po nim ...On taki jest, on taki był zawsze... a ja ? gdzie w tym wszystkim jestem ja i mój honor ? Czy całe życie mam być "szmatą", którą inni zmywają podłogę ?  Z jednej strony chciałabym odciąć ten sznur, który nas łączy a z drugiej... tak bardzo żałuję, że nie widzą we mnie tego, co widzą w nim! Jestem stworzona do tego, by ułatwiać życie braciom, a kto ułatwi życie mi ? A tak zapomniałam... ja nie mam swojego życia...

piątek, 13 września 2019

Może

Dawno nie pisałam. Dlaczego ? Ponieważ czuję, że nie ma słów, które byłyby w stanie wyrazić to co czuje, bo żadne słowa nie są w stanie wyrazić tego co jest we mnie. Słowa straciły na wartości dlatego używam ich coraz mniej. Coraz mniej mówię, coraz mniej piszę, coraz mniej żyję. Już nawet nie mam ochoty rozmyślać. Co siedzi mi w głowie ? hmm Nigdy nie chciałam być taka jaka jestem dziś. Smutna, pretensjonalna, bez życia i bez chęci do kontaktu z ludźmi. Czuję, że umarł jakiś kawałek mnie. Boję się, że już taka zostanę a z taką sobą nie wytrzymam. Nie mam sił by stale  spełniać czyjeś oczekiwania. Nie chcę być stale podporządkowana komuś.... Czuję się jak zbawiciel całego świata, któremu brakuje czasu na swoje życie. Mogłabym to zmienić... chciałabym to zmienić ale boję się tego jak zareagują na to ludzie ( ironią losu jest fakt,  że z jednej strony mnie to nie interesuję, ale z drugiej... z drugiej nie mogę pozwolić sobie na stratę wsparcia, bo nie mam go za wiele ), boję się że sobie nie poradzę.... Tak bardzo chciałabym spakować się , wyjechać gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie i zostawić tylko kartkę "zapomnijcie, że istniałam- w sumie i tak mnie nie zauważaliście więc brak mojej osoby nic nie zmieni w waszym życiu ".  Męczy mnie wszystko. Męczy mnie praca, męczą mnie ludzie, męczy mnie życie... Czasem wydaje mi się, że marnuję te lata, które dostałam od kogoś w prezencie... Jest tylu ludzi, którzy umarli na raka, zginęli w wypadkach czy odeszli z tego świata z innego powodu a mięli w sobie tyle życia, tyle chęci do życia, tyle zapału... ludzi, którzy żyli pełną piersią... nie zasługuje na to bo nie umiem tego docenić... nie umiem wykorzystać tego czasu, który dostałam. Nie umiem się nim cieszyć, nie umiem go przeżywać tak jak należy ... Nie umiem żyć i boję się, że już się nie nauczę.
Czasem w żołądku czuję taką wielką pustkę, taki ból wewnętrzny, takie emocje, które rozrywają mnie od środka. Od jakiegoś czasu nie czuję nic. Na niczym mi nie zależy, o nic nie walczę. Jadę tramwajem i do oczu zaczynają napływać mi łzy, gotuje obiad i płaczę, siedzę, piszę to i łzy skapują mi z policzków a w gardle rośnie gula. Nie towarzyszą temu żadne emocje. Nie czuję pustki, nie czuję bólu, nie wiem co czuje, czy coś czuję. Po prostu płaczę, po prostu boli mnie życie..  ja też tego nie rozumiem. Nie oczekuję wsparcia, obecności ani wspólnych łez... Chcę cierpieć sobie w  spokoju, nie musieć tłumaczyć nikomu czemu tak ciężko jest mi użyć tych kilku mięśni twarzy by namalować uśmiech na mojej twarzy. Nie ma go i mi też się to nie podoba, ale nikt tego nie zmieni. Muszę poradzić sobie ze sobą sama. Zawsze sobie radzę więc i tym razem nie będzie inaczej. Być może któregoś dnia będę miała więcej odwagi, mniej szacunku do ludzi i empatii. Być może któregoś dnia zacznę traktować ludzi tak, jak oni traktują mnie i wtedy już nie będzie tak wesoło. Być może któregoś dnia przestanę odbierać telefony i po prostu zniknę. Rozpłynę się w powietrzu i w końcu znajdę swoje szczęście, które jeszcze nie wiem gdzie i czym jest... może

czwartek, 1 sierpnia 2019

fight

Tak bardzo sobie nie radzę.... tak bardzo nie umiem zapanować nad sobą... Po policzku spływają mi łzy rozpaczy, łzy tęsknoty, łzy strachu, łzy pustki-tak ogromnej pustki, że aż niewyobrażalnej... Nie wiem co mam robić. Siedzę zamknięta w czterech ścianach i użalam się nad swoją benadziejnością... Przestaje widzieć sens czegokolwiek. Tak bardzo boję się, że nie poradzę sobie w życiu, bo jak sobie mam poradzić skoro już teraz sobie w nim nie radzę... Czuję taki nawał emocji, których nie rozumiem ... Nie rozumiem świata, nie rozumiem ludzi, nie rozumiem siebie. Siedzę tu  sama i czekam aż znajdę trochę odwagi by wyjść z domu, by iść do pracy, by zacząć robić cokolwiek, ale nie umiem się podnieść z tej ziemi, na którą przewrócił mnie strach. Czuję się taka malutka, taka bezbronna i taka osaczona... Nie wiem jak zdobyć się na odwagę, nie wiem jak znaleźć w sobie siłę by zacząć żyć a nie siedzieć i czekać na kolejny pusty dzień. Bo właśnie tak wyglądają ostatnio moje dni. Każdy z nich jest przepełniony coraz to większą beznadziejnością i pustką, a ja nie potrafię z tym zupełnie nic zrobić... Czuję jakby jakaś część mnie uleciała i zostawiła mnie samą,... bez możliwości radzenia sobie z życiem... Nie wiem jak opisać mój stan beznadziejności, ale jest naprawdę Ciężko. Chciałabym wyjść z domu, przestać myśleć, przestać tęsknić, zacząć się wreszcie uśmiechać, ale nie potrafię :( Nie umiem zrobić tego pierwszego kroku do tego by poczuć się lepiej. Czuję jakby dołek, do którego wpadłam zaczynał się systematycznie zapadać a ja nie umiem znaleźć sposobu by z niego uciec...
Jak wyjść z tego bagna ? Jak przestać myśleć i analizować, a skupić się na życiu, bo przecież tracę tak cenny czas... tracę go na nie robienie niczego a jedynie marnowanie sobie życia... Potrzebuję coś zmienić, jak zwykle ale strach przed tym, że sobie nie poradzę jest zdecydowanie zbyt duży bym mogła sobie sama z nim poradzić, ale muszę zrobić to sama i muszę się w końcu odważyć to zrobić bo czuję jak moja piękna dusza zaczyna umierać ....