piątek, 13 września 2019

Może

Dawno nie pisałam. Dlaczego ? Ponieważ czuję, że nie ma słów, które byłyby w stanie wyrazić to co czuje, bo żadne słowa nie są w stanie wyrazić tego co jest we mnie. Słowa straciły na wartości dlatego używam ich coraz mniej. Coraz mniej mówię, coraz mniej piszę, coraz mniej żyję. Już nawet nie mam ochoty rozmyślać. Co siedzi mi w głowie ? hmm Nigdy nie chciałam być taka jaka jestem dziś. Smutna, pretensjonalna, bez życia i bez chęci do kontaktu z ludźmi. Czuję, że umarł jakiś kawałek mnie. Boję się, że już taka zostanę a z taką sobą nie wytrzymam. Nie mam sił by stale  spełniać czyjeś oczekiwania. Nie chcę być stale podporządkowana komuś.... Czuję się jak zbawiciel całego świata, któremu brakuje czasu na swoje życie. Mogłabym to zmienić... chciałabym to zmienić ale boję się tego jak zareagują na to ludzie ( ironią losu jest fakt,  że z jednej strony mnie to nie interesuję, ale z drugiej... z drugiej nie mogę pozwolić sobie na stratę wsparcia, bo nie mam go za wiele ), boję się że sobie nie poradzę.... Tak bardzo chciałabym spakować się , wyjechać gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie i zostawić tylko kartkę "zapomnijcie, że istniałam- w sumie i tak mnie nie zauważaliście więc brak mojej osoby nic nie zmieni w waszym życiu ".  Męczy mnie wszystko. Męczy mnie praca, męczą mnie ludzie, męczy mnie życie... Czasem wydaje mi się, że marnuję te lata, które dostałam od kogoś w prezencie... Jest tylu ludzi, którzy umarli na raka, zginęli w wypadkach czy odeszli z tego świata z innego powodu a mięli w sobie tyle życia, tyle chęci do życia, tyle zapału... ludzi, którzy żyli pełną piersią... nie zasługuje na to bo nie umiem tego docenić... nie umiem wykorzystać tego czasu, który dostałam. Nie umiem się nim cieszyć, nie umiem go przeżywać tak jak należy ... Nie umiem żyć i boję się, że już się nie nauczę.
Czasem w żołądku czuję taką wielką pustkę, taki ból wewnętrzny, takie emocje, które rozrywają mnie od środka. Od jakiegoś czasu nie czuję nic. Na niczym mi nie zależy, o nic nie walczę. Jadę tramwajem i do oczu zaczynają napływać mi łzy, gotuje obiad i płaczę, siedzę, piszę to i łzy skapują mi z policzków a w gardle rośnie gula. Nie towarzyszą temu żadne emocje. Nie czuję pustki, nie czuję bólu, nie wiem co czuje, czy coś czuję. Po prostu płaczę, po prostu boli mnie życie..  ja też tego nie rozumiem. Nie oczekuję wsparcia, obecności ani wspólnych łez... Chcę cierpieć sobie w  spokoju, nie musieć tłumaczyć nikomu czemu tak ciężko jest mi użyć tych kilku mięśni twarzy by namalować uśmiech na mojej twarzy. Nie ma go i mi też się to nie podoba, ale nikt tego nie zmieni. Muszę poradzić sobie ze sobą sama. Zawsze sobie radzę więc i tym razem nie będzie inaczej. Być może któregoś dnia będę miała więcej odwagi, mniej szacunku do ludzi i empatii. Być może któregoś dnia zacznę traktować ludzi tak, jak oni traktują mnie i wtedy już nie będzie tak wesoło. Być może któregoś dnia przestanę odbierać telefony i po prostu zniknę. Rozpłynę się w powietrzu i w końcu znajdę swoje szczęście, które jeszcze nie wiem gdzie i czym jest... może

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz