niedziela, 8 lipca 2018

Czasem przychodzą takie wieczory, kiedy masz ochotę usiąść i się zwyczajnie komuś wygadać. Nie płakać , nie lamentować , po porostu bez emocji powiedzieć o wszystkim co Cię boli i nie pozwala zasnąć spokojnie . Wczorajszy wieczór właśnie do takich należał. Po nocy pełnej niemiłych słów, krzyków , wrzasków i gróźb miałam ochotę wyjść, trzasnąć drzwiami , usiąść gdzieś , gdzie nie słyszy mnie nikt i dumać nad sensem życia . Szukać powodów ,dla których wygląda ono tak, a nie inaczej . Nie mam zbyt wielu ludzi , którzy wiedzą o mnie troszkę więcej niż inni . Staram się nie otwierać przed kimś , kto być może nie jest wart mojego zaufania . Jestem trudna - to jest pewne. Zbudowałam, wkoło siebie mur , który naprawdę bardzo ciężko zburzyć ... Staram się dawkować informacje o sobie . Rozdaje je ludziom jak puzzle z układanki mając pewność , że żadne z nich nigdy nie złoży całości obrazka . Dlaczego ? Bo im więcej komuś o sobie mówimy , tym większą broń przeciwko sobie dajemy mu do ręki.Niektórzy ludzie po prostu chcą wiedzieć tyko po to , by nic z tą wiedzą nie zrobić, by nawet nie zapytać czy dajemy sobie radę , czy mogą nam pomóc. Zaspokoili swoją ciekawość , a jedynym słowem pocieszenia jaki można od nich otrzymać jest ... "będzie dobrze" , na które nawet nie mamy ochoty już reagować. Gdy przychodzi taka chwila, kiedy mam ochotę płakać, krzyczeć , przytulić się do kogoś ,kto przynajmniej mnie wysłucha - wchodzę do swojego pokoju , zamykam się w nim dokładnie sprawdzając czy nikt mnie nie słyszy i przeżywam swój ból sama , nie obarczając go innymi .
Wczoraj było inaczej ... wczoraj ktoś znalazł klucz , którym po cichutku otworzył bramy mojego muru , a później komnaty - jedna za drugą, wypuszczając przy tym duchy przeszłości , o których nie wiedział prawie nikt. Nie bałam się , nie broniłam , po prostu mu na to pozwoliłam. Dlaczego ? może potrzebowałam tego jak nigdy wcześniej i czekałam tylko aż znajdzie się śmiałek , który okaże trochę zainteresowania , ciepła i spokoju  , może mu zaufałam , może odwdzięczyłam się szczerością za szczerość, a może po prostu przestałam walczyć sama ze sobą i było mi bez różnicy czy będzie wiedział o mnie mniej czy więcej . Myślę , że nie było jednego powodu , ale dziś nie żałuję. Rozmawiało mi się z nim  tak łatwo , tak ... otwarcie , bez konieczności ukrywania czegokolwiek. Był pierwszą osobą , z którą rozmowa nie wywoływała  u mnie napadów strachu , paniki czy płaczu,  a jedynie spokój. Spokój , którego tak bardzo potrzebowałam . Nie przerywał , nie wtrącał się kiedy potrzebowałam chwili na dobranie odpowiednich słów , siedział spokojnie i czekał aż powiem to , co chcę powiedzieć . Nie usłyszałam z jego ust żadnego "będzie dobrze" , które działa na mnie jak płachta na byka , nie starał się radzić , nie kazał mi być silną , a jedynie słuchał przytaczając odpowiednie fragmenty ze swojego życia , które były niczym odbicie lustrzane tego , co mówiłam . Siedzieliśmy na ławce nad Wisłą zapominając o istnieniu czegokolwiek i kogokolwiek prócz nas , zapominając o szybko płynącym czasie . Wpatrzeni w odbicia blasku lamp na rzece , zostawiając dobry humor i żarty na dwa  kroki z tyłu po prostu rozmawialiśmy -szczerze i otwarcie - jak najlepsi przyjaciele , jak dwie pokrewne dusze , które czasem rozumieją się bez słów , jak ludzie , którzy znają się od lat , wiedzą o sobie wszystko i ufają sobie ponad wszystko . My znamy się dopiero 1.5 roku ,a może aż 1.5 roku ... najwyraźniej to nie czas jest wyznacznikiem tego jak szybko ktoś może zburzyć mur , który budowaliśmy latami . Dziś się  cieszę, ponieważ zyskałam kogoś bliskiego , ale co będzie jutro zależy tylko od niego ... On ma broń , którą kiedyś może wymierzyć prosto we mnie. Czy to zrobi ? Zobaczymy , oby nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz